Extrait du livre Claire et l'oiseleur
Claire et l'oiseleur KLARA I PTASIEK autor baśni: André Griffon ilustracje: Damien Gelly Baśnie z regionu Ardèche, wydane przez Fédération des Oeuvres Laïques de l’Ardèche, 2006
On aurait pu croire que c'était une poupée tant ses joues étaient roses, sa bouche vermeille et ses cheveux légers. Mais sitôt qu'elle posait son regard sur les choses, qu'elle souriait à quelqu'un ou à rien, qu'elle babillait avec les lézards qui se chauffent au soleil sur les pierres du mur en faisant battre leur gorge grise, on savait qu'elle était une vraie petite fille. Ses parents l'avaient appelée Claire parce qu'elle ressemblait à l'eau vive d'une source. Son père, Louis, était grand et fort. Il avait le visage tanné par le soleil des étés et le froid des hivers. Ses sourcils étaient broussailleux mais son regard était bon. Sa mère, Elodie, riait souvent. Elle ne cessait de relever la mèche de cheveux blonds qui lui tombait sur le visage. Elle ne se servait pour cela, que du dos de ses mains parce qu'elles étaient toujours mouillées ou souillées par les incessants travaux de ménage. Wydawało się, że to nie dziecko, a laleczka. Tak była urocza – z różowymi policzkami, czerwonymi ustkami, delikatnymi włosami. Wystarczyło jednak, że spojrzała na coś, albo że uśmiechnęła się do kogoś albo do niczego, ot tak po prostu, albo że szczebiotała z jaszczurkami wygrzewającymi się w słońcu na kamiennych murkach i poruszającymi szarymi gardziołkami. Wówczas każdy widział, że była najprawdziwszą małą dziewczynką, a nie laleczką. Rodzice dali jej na imię Klara [od francuskiego słowa clair – jasny; przyp. tłum.], gdyż przypominała żywą wodę wypływającą ze źródła. Ojciec miał na imię Ludwik i był duży i silny. Twarz miał ogorzałą od letnich słońc i zimowych mrozów. Brwi miał krzaczaste, ale patrzące spod nich oczy były dobre i czułe. Mama miała na imię Alodia i często się śmiała. Wciąż odsuwała ręką niesforny kosmyk jasnych włosów nieustannie opadający jej na twarz. Robiła ten gest wierzchem ręki, gdyż dłonie miała zawsze mokre albo ubrudzone od licznych prac gospodarskich.
Louis, Elodie et Claire habitaient une maison de pierre sur une montagne qui faisait le dos rond en s'appuyant contre le ciel. C'était une vieille maison que les grands- parents de Louis avaient bâtie tout près de la forêt. Ils avaient construit des murets et des murets pour tenir la terre sur les pentes. Plus les pentes étaient fortes, plus les murs étaient nombreux. Ils avaient planté partout des arbres hirsutes qui donnaient des prunes bleues à la chair de miel et des pommiers de plein vent dont les fruits amusaient le palais et agaçaient les dents. Ils avaient aussi enlevé, une à une, toutes les pierres - même petites comme le pouce - d'un enclos pour en faire un jardin. Ils avaient établi encore, contre la façade au midi, près de la porte de la cuisine, un banc de granit où chacun, depuis toujours, venait se reposer quand il en avait envie. On y voyait le monde de haut. Ludwik, Alodia i Klara mieszkali w domku zbudowanym z kamieni na górze, której zaokrąglony grzbiet wspierał się o niebo. Dom był stary, wzniesiony przez dziadków Ludwika na samym skraju lasu. Pobudowali też długie, długie murki biegnące po stoku, pomagające utrzymać ziemię na zboczu. Tam, gdzie było ono bardzo strome, murków stało najwięcej. Posadzili też mnóstwo drzew, które bujnie porosły dając niebieskie śliwki o miąższu pysznym jak miód oraz jabłka, których smak rozanielał podniebienie, ale skórka męczyła zęby. Zebrali starannie wszystkie kamienie wokół domu, jeden po drugim, nawet te najmniejsze, jak pchełki. I założyli tam ogród. Na koniec, pod południową ścianą domu, tuż przy drzwiach do kuchni, postawili granitową ławę, na której każdy przysiadał, gdy tylko naszła go ochota. Stamtąd widziało się świat z góry.
Claire aimait surtout les soirs d'été où ses parents s'asseyaient sur le banc, l'un à côté de l'autre. Elle se coulait délicieusement contre eux, au milieu d'eux, et elle regardait, comme eux, la nuit se glisser lentement dans la vallée, submerger les peupliers immobiles puis effacer les châtaigniers centenaires sur les pentes. «Maintenant que la nuit est montée jusqu'à nous, disait Elodie, il faut aller dormir ! » Et quand Claire l'embrassait, elle ajoutait : «Comme tu grandis, ma Claire ! Comme tu grandis». C'était vrai. Louis en convenait. Il remarquait même, la première surprise passée, que plus leur fille était heu- reuse, plus elle grandissait. «C'est comme, disait-il en riant, si elle se nourrissait de bonheur...» Et puis il s'attristait à la pensée que si Claire était un jour délaissée, elle s'étiolerait peut-être... Pouvait-il pressentir le malheur qui allait les frapper ? Klara lubiła szczególnie letnie wieczory, kiedy rodzice zasiadali na ławie obok siebie. Wtulała się w nich z rozkoszą i patrzyła razem z nimi jak noc pnie się powoli od doliny. Najpierw ogarniała sobą wielkie topole, potem wchłaniała stuletnie kasztanowce rosnące na stokach. „Noc wreszcie zawitała i do nas – mówiła wtedy Alodia – pora iść spać!”. I kiedy Klara całowała ją, dodawała: „Aleś urosła, moja Klaro! Ależ ty rośniesz!”. Tak, to była prawda. Ludwik przytakiwał żonie. I codziennie tak się dziwił, i codziennie stwierdzał, że im bardziej ich córeczka była szczęśliwa, tym szybciej rosła. „To tak jakby – mawiał – karmiła się szczęściem”. A potem jego spojrzenie nagle pochmurniało, bo nachodziła go stale ta sama myśl: co by się stało, gdyby to wszystko raptem znikło? Czy wówczas ich córeczka zmizernieje i zmarnieje? Czyżby przeczuwał nieszczęście, które wkrótce miało ich dosięgnąć?